LECZENIE NOWOTWORÓW – FAKTY I MITY

Choroba nowotworowa, poznanie jej przyczyn i wskazanie skutecznych metod leczenia, to temat, który od dziesiątek lat pochłania wielu lekarzy, biologów, dietetyków i psychologów. Wielu poważnych naukowców uważa, że jest już blisko odkrycia skutecznego leku.

Są tacy, którzy twierdzą, że już poznali przyczynę powstawania tej choroby i w oparciu o lansowaną przez siebie metodę niekonwencjonalną proponują skuteczną – ich zdaniem – metodę leczenia. To chyba nie jest do końca prawda. Gdyby tak było, to ta wiedza szybko, niczym wielka powódź, rozpłynęłaby się po globie i liczba zachorowań o ile by nie spadła, to co najmniej ustabilizowała się na jakimś poziomie. W dobie Internetu dobre i ważne informacje rozchodzą się przecież błyskawicznie.

Zwolennicy walki z nowotworami metodami niekonwencjonalnymi szczycą się tym, że wielu osobom pomogli wygrać walkę. Chwaląc się zapominają jednak o tak zwanym efekcie placebo. Ludzie mają skłonność do wiary w cuda, chorzy na raka są bardziej skłonni ku tej wierze, dlatego łatwiej jest im wmówić, że coś działa uzdrawiająco.

Każdy przypadek nowotworu jest inny, każdy organizm walczący z konkretnym rodzajem także. Powodem nie jest jeden czynnik. Dlatego sądzę, że „uzdrawiacze” zbyt entuzjastycznie oceniają swoje dokonania i zawężają się do jednego czynnika powodującego oraz jednej metody leczenia. Przedstawiciele medycyny niekonwencjonalnej, działając często z pobudek czysto materialnych, nieco na wyrost uznają swoją metodę za „cudowną”. To jest oczywiście moje prywatne zdanie, do którego mam prawo. Wyrobiłem je sobie po przeczytaniu w sieci wielu wypowiedzi i artykułów oraz, co chcę podkreślić, skonfrontowaniu tego z życiem. A dokładnie z przypadkami znajomych i przyjaciół, którzy te najpopularniejsze metody stosowali. Paru osób już nie ma wśród nas i nie zdołają powiedzieć, że ta czy inna metoda okazała się nieskuteczna, a może nawet szkodliwa. Głos w dyskusji, potwierdzający genialność jakiejś metody, zabierają tylko ci, którzy pozostali wśród żywych. Nikt z wygranych nie bierze pod uwagę tego, że zwycięstwo było może przesądzone, a jego źródłem jest co innego: mocna psychika, silny organizm czy zmiana sposobu odżywiania, życia i myślenia.

Czytając o kilku niekonwencjonalnych lub alternatywnych metodach leczenia spotkałem się ze spiskową „teorią dziejów”. Dziś śmieję się z tego, ale nie ukrywam, że na początku walki też połknąłem haczyk. Oto ponoć koncerny farmaceutyczne znają już lek na raka i dysponują wynikami badań potwierdzającymi jego skuteczność. Rzekomo z powodów biznesowych ukrywają to, gdyż więcej zarabiają na sprzedaży aktualnie produkowanych leków. Uważam, że za rozpowszechnianie takich teorii powinno się karać, gdyż burzą wiarę ludzi chorych w medycynę i skuteczność stosowanych metod leczenia. Szczególnie niebezpieczne są okoliczności, w jakich stosowane niekonwencjonalne metody leczenia nowotworów całkowicie zastępują postępowanie tradycyjne, uznane przez medycynę. Zdarza się, że korzystanie z metody alternatywnej opóźnia leczenie onkologiczne lub wręcz prowadzi do zaniechania.

Powiem przewrotnie, skoro ktoś ma wiedzę na temat bezdusznej polityki koncernów, to wie także w jakim sejfie i na której półce leżą te skrywane dokumentacje skutecznych leków? Dla korzyści materialnych grupy przestępcze włamują się do miejsc, gdzie jest ukrywana droga biżuteria czy dzieła sztuki. Dziwne, że nikt nie wykradł jeszcze tajemnicy należącej do koncernów farmaceutycznych? Skoro na tę chorobę umarł posiadacz pięciomiliardowego majątku wyrażonego w dolarach amerykańskich, to aż trudno uwierzyć, że nie chciałby kupić receptury skutecznego leku i szybko uruchomić jego produkcji.

Nie twierdzę, że wszystkie metody niekonwencjonalne są mało warte. Wiele sposobów naturalnego i niekonwencjonalnego leczenia ma przecież swoje źródła w wielowiekowej tradycji. Szczególnie te należy cenić, które opierają się na medycynie chińskiej. Sam je stosowałem i będę o tym pisał w kolejnych felietonach. Trzeba jednak na nie patrzeć z dystansem, traktować jako źródło wspierające  formy walki proponowane przez lekarzy.

Apeluję o rozsądek do ludzi chorych i członków ich rodzin. Nie dajcie owinąć się wokół palca tym, którzy chcą zarobić na was, wiedząc, że szukając pomocy jesteście gotowi niemało za nią płacić. Ciekawe czy ktoś na przykład wykonał rzetelne badanie dotyczące długości życia osób, które korzystały z bardzo drogich turnusów, na których stosowano diety cud dla chorych na raka? Chciałbym takie statystyki poznać. Ostatnio czytałem, że za dwutygodniowy turnus na Węgrzech, na który zapraszani są Polacy, trzeba zapłacić ponad 30 tysięcy złotych. Absurd, paranoja i nabijanie sobie kieszeni.

Nowotwór to efekt kilku czynników. Między nimi istnieją powiązania i synergie. Dogłębne zbadanie tych związków nie jest łatwe. Podobnie jest z leczeniem. Nie przegranie przeze mnie walki z rakiem to właśnie efekt wielu działań.

Rak to nie wyrok, przypominam słowa, które lekarze oraz zwycięzcy walki powtarzają niczym mantrę. Ich krzyk do zdrowych i walczących jest jednak zbyt cichy i słabo do nich dociera. Winię za to media, dla których sensacją i tematem wartym nagłośnienia jest to, że ktoś znany zachorował lub umarł na tę chorobę. Pokazywanie zaś zwycięzców wydaje się dziennikarzom mniej ciekawe. A szkoda, to bardzo źle. Stąd bierze się wspomniane wyżej ogromne zaniepokojenie po usłyszanej diagnozie i strach już na początku walki. Gdyby pokazywano wygranych, ludzie byliby silniejsi psychicznie i ufni w sukces, podejmowaliby walkę. Ta walka byłaby krótsza i w większej liczbie przypadków zakończona sukcesem.

Moje felietony to lektura skierowana nie tylko do tych osób, które już wiedzą o swojej chorobie. To także poradnik dla ich bliskich. Najbliżsi także muszą wiedzieć jak postępować, co doradzać walczącemu. Używając odniesienia do sportu przypomnę, że kibice uważani są za dodatkowego zawodnika.

Komentujcie na Facebooku tu

Zachęcam do przeczytania:

Ujawnienie choroby nowotworowej

Początek leczenia

Radio i chemioterapia

Powrót do aktywności /1/

ROZMOWA Z CHORYM

LĘK PRZED RAKIEM

„Rak to nie wyrok”.

Na zdjęciu, trzy lata po zakończeniu leczenia, w trakcie wycieczki na Bałkany.

dscf8103

29 comments

  1. Bardzo ciekawy wpis . Mam dokładnie takie samo zdanie jak Pan. Irytują mnie wszyscy wierzący i propagujący jedynie słuszną metodę, czyli terapie alternatywne, odrzucając medycynę konwenconalną. Uważam , że robią sobie tym straszną krzywdę.

    Polubienie

    • To dobrze znana wypowiedź, także i mnie. Proszę czytać ze zrozumieniem mój tekst i nie siać defetyzmu.
      W mojej ocenie to są bajki o tej zmowie chciwych koncernów. Tak samo chciwi są sprzedawcy
      różnych genialnych pestek czy pewnego oleju i naganiają ludzi na swoje produkty mówić, że tylko one
      ich uzdrowią.

      Polubienie

      • Gratuluję Panu wpisu, z którego nic nie wynika poza tym, że ostrzega Pan przed leczeniem substancjami naturalnymi i demonizuje koszty. Ostatnio już nawet w „Journal of Medicine”, równoległym z „The lancet” czasopiśmie naukowym, opublikowano naukowe dowody wskazujące na chemioterapię jako wyłączną przyczynę powstawania przerzutów komórek nowotworowych i skrócenia tym samym długości życia pacjentów. Życzę powrotu do świata faktów, lub powodzenia w dalszym promowaniu pakietu onkologicznego, który jest jedną z najdroższych procedur medycznych.

        Polubienie

      • Proszę nie reklamować produktów, regulamin bloga na to nie zezwala. Dlatego musiałem…
        Jak to nic z wpisu nie wynika, drogi panie jestem już 4 lata po zakończeniu walki z nowotworem złośliwym. To jest nic? Gratuluję trafnej oceny sytuacji.
        Proszę podaż link do tego czasopisma (każde poważne na stronę internetową) lub zamieścić skan artykułu.
        A jakie ma pan doświadczenie z tą chorobą, bo moje opisuję na blogu…
        Teoretykiem, być łatwo… dyskusję podejmę jednak chętnie z tą osobą, która przeszła chorobę i wygrała dzięki metodom naturalnym.

        Polubienie

  2. […] Rzekomo z powodów biznesowych ukrywają to, gdyż więcej zarabiają na sprzedaży aktualnie produkowanych leków. Uważam, że za rozpowszechnianie takich teorii powinno się karać, gdyż burzą wiarę ludzi chorych w medycynę i skuteczność stosowanych metod leczenia.[…]
    No tak. Gdzie są pochowane, te nowe rozwiązania? Bardzo proszę: G. Edward Griffin „Świat bez raka”. Warto przeczytać całość. 🙂
    A przy okazji — może tak trochę statystyki — jak to jest z 5-letnią przeżywalnością po leczeniu?
    Dużo zdrowia życząc,
    Z poważaniem
    P.J.Ilukowicz

    Polubienie

    • Proszę nie opowiadać bajek, że jakieś pestki leczą. Może to być efekt placebo, a nie skuteczność pestek i zawartej w nich witaminy. Proszę podać potwierdzenie w postaci badań jakiegoś znanego instytutu medycznego. Autor nie ponosi odpowiedzialności za to co napisał, a kasę na pewno zgarnął niezłą za jej wydanie.

      Polubienie

    • Myślę, że ktoś jednak tytułujący się dwojgiem imion na szkołę kamyczkami rzucał lub zasiedział się w histerycznym kurczowym trzymaniu fanaberii
      Sam Ernst Krebs będący twórcą idei wykorzystywania amygdaliny do leczenia wycofał się pod koniec swego życia kiedy zrozumiał jak wiele szkody a jak mało sukcesów ta teoria daje człowiekowi…
      Sam G. Edward Griffin to typowy Medical Quacker i zwolennik Teorii Spiskowych… Science Fiction to nie materia leczenia chorób nowotworowych

      Polubienie

  3. Ciężko stwierdzić fakty, bo szum jest duży. Ważne jednak by brać po uwagę, że koncerny opierają się o finanse, a są przypadki, że interesy koncernów działają na szkodę ludzkości. Proszę zauważyć, że do czasów Elona Muska, żaden koncern samochodowy nie kwapił się do produkcji normalnych aut elektrycznych. Dopiero powstanie Tesli spowodowało, że wszyscy przechodzą na elektryki i hybrydy. Cytat : „…rozwijające się lobby naftowe doprowadziły do prawie zupełnego upadku koncepcji pojazdów z napędem elektrycznym” a pierwsze były już w 1832 r.

    Takich przypadków zabijania technologii z myślą o zysku jest więcej ( trochę prawo rynku ), dlatego należy ostrożnie podchodzić do wszelkich informacji i czytać jedną i drugą stronę.

    Polubienie

    • Zgadza się, celem firmy zawsze jest zysk. Nie wierzę jednak w to, że znany uzdrawiacz, antagonizujący ludzi z lekarzami, też ma przed oczami jedynie dobro ludzi, pacjentów.

      Polubienie

  4. Zgadzam sie z panem, chociaz tak nie do konca, bo w wielu przypadkach mozna z korzyscia dla pacjenta polaczyc obie metody, ta akademicka z ta alternatywna. Prawda jest taka, ze sa lekarze ktorzy o tym wiedza, ale nie chca tego robic, pomimo tego, ze maja wiedze jak polaczyc te metody aby ze soba wspolpracowaly i nie szkodzily. Z drugiej strony czesto zbyt pozno dochodzi do rozpoznania raka u pacjenta i to nie koniecznie z jego winy. Ignorancja lekarzy niestety dotknela mnie osobiscie, moja mama przez 5 lat skarzyla sie na pewne dolegliwosci, ale lekarze ja zbywali wciskajac jej kit, za ma wone jelito. Kiedy pewnego dnia stwiardzila, ze ma problemy z przelykaniem bylo juz za pozno, rak zoladka byl juz tak mocno zaawansowany, ze niestety dotarl juz do przelyku. Od zdiagnozowania, przez 9 miesiecy patrzylismy jak mama umiera.

    Polubienie

    • Zgadzam się, też korzystałem z metod niekonwencjonalnych, ale była to forma wpierania metod akademickich. Jeżeli miałbym pokusić się na dokonanie podziału, to było to 70:30.

      Polubienie

  5. Zgadzam sie z Panem. Minelo 5 lat od czasu diagnozy raka zlosliwego. Po dwoch operacjach, 60 dniach naswietlen i dwokrotnej chemi po 72 godziny kazda. Jestem wolny od jakichkolwiek nowych ognisk rakowych. Prawda jest ze nie jestem zdolny do normalnej pracy czy nawet malego wysilku. Prawda jest ze zyje.
    Podpieralem sie mocno przesianymi radami jak leczyc alternatywnie. Jednak wiara w obecna wiedze byla wieksza niz wiara w cuda.
    Moim „cudem”, byla wiara ze nic wielkiego sie nie stalo, ot taka jakas – „zdrowotna niedogodnosc”. To wszystko.

    Jestem wyjatkiem, przypadkiem „jeden na milion”? Moze i tak. Jednak moja postawa, nie obciazala mojej psychiki.
    Cenie sobie panski artykul.

    Polubienie

  6. Pana blog – dziś przeze mnie odkryty – jest bardzo ciekawy, i – mam wrażenie – równie szczery.
    A wszystko w nim uporządkowane niemal do granic idealnych…
    Podziwiam za otwartość na forum, i próbuję samej sobie dać odpowiedż co też Pana motywuje!

    Przeszłam przez leczenie onkologiczne dokładnie 10 lat temu (radioterapia).
    Też po powrocie do zdrowia zaczęłam często podróżować, i tak mi już raczej zostanie.
    Różni nas jednak, że Pan jeżdzi raczej po Europie, podczas gdy ja świadomie wybieram dalsze podróże, wychodząc z założenia że na Europę przyjdzie czas w przyszłości, gdy będzie mniej sił.
    Czy Pan korzysta z oferty biur podróży, czy może indywidualnie organizuje te wyjazdy?
    Przyznam, że od pewnego czasu nachodzą mnie poważne wątpliwości, czy bezpieczne jest poruszanie się po Europie, która – w moim odczuciu – bardzo się turystycznie skurczyła…

    Ciekawa jestem Pana doświadczeń w zakresie odżywiania, bo przeczuwam tu potencjalne możliwości bardzo zaplanowanego i zdyscyplinowanego stylu. Jestem otwarta na korzystanie z takich doświadczeń. Sama staram się odżywiać zdrowo, i bio, ale przy tym maksymalnie sobie upraszczam tę dziedzinę życia. Natomiast gdy jeżdżę na zorganizowaną wycieczkę, wczasy, bądż też do zagranicznych znajomych, męczę się w tym temacie, bo jem co inni mi zorganizują. Ale podróżować przecież warto, więc wychodzę z założenia, że w końcu jakoś przeżyję te 2 tygodnie.

    Pozdrawiam

    Polubienie

    • Dziękuję za interesujący komentarz. Pyta Pani co mnie motywuje do działania? To po części też forma terapii. Wytyczenie sobie kilku celów, dobrze jak przy tym ambitnych i dążenie do ich realizacji wymaga dużo czasu, a co za tym idzie zapomina się o tym co na życiowej ścieżce wydarzyło się. Warto tez przytoczyć słowa: ,,Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat”. W tym zamyka się moja motywacja. Dobro do człowieka powraca dobrem… Wierzę w to i tego doświadczyłem… Ponadto, w trakcie mojej walki z tą samą chorobę borykało się kilku moich znajomych. Już ich nie mam. Nieco inaczej walczyli. Może moja droga jest więc właściwa? Dlatego chcę o niej pisać.
      Podróżnikiem byłem od zawsze. Mam na koncie blisko 150 wyjazdów. Co do ich organizacji. Korzystam z ofert Last… i wyszukuję w Internecie tanie oferty wycieczek, często małych biur, może nie jest to wysoki standard, ale zwiedzić coś się udaje. Moje środki finansowe są bardzo skromne, staram się więc optymalnie je wykorzystać.
      Co do żywienia, będę o tym pisał… 🙂
      Serdecznie pozdrawiam…

      Polubienie

  7. Szanowny Panie,

    znalazłem Pana blog i byłem pozytywnie zszokowany artykułem „Ujawnienie choroby nowotworowej”, co spowodowało dalsze wertowanie Pana artykułów. Jawi się Pan jako inteligentny człowiek, sportowiec, dużo podróżujący, społeczny w dodatku – jednym słowem, ideał – ale jednak mocno stronniczy co zauważyłem przede wszystkim po Pana reakcji na niektóre komentarze. Jestem ciekawy czy ten komentarz również zostanie zredagowany, ale w końcu to Pan jest właścicielem tej strony w związku z czym liczę się z takim rozwojem wydarzeń. Chciałbym tutaj nadmienić, że w żadnym wypadku nie chcę Pana obrazić czy przytykać, po prostu mam odmienne zdanie i jestem ciekawy Pana odpowiedzi:

    jestem bardzo ciekawy jak podchodziłby Pan do sprawy gdyby Pana leczenie metodami konwencjonalnymi nie odniosło zamierzonego efektu? Myślał Pan kiedyś o tym? Gdyby lekarze Panu powiedzieli, że nie podejmą się żadnego leczenia, że nie widzą szansy itd.?

    Wspomina Pan, że korzystał z metod „niekonwencjonalnych”, że przyjąłby Pan strategię 70/30, ale ten artykuł pod którym piszę komentarz jest aż brudnie tendencyjny i szczerze dziwi mnie, że tak inteligentny człowiek może tak mocno opowiadać się za jedną stroną. Tym bardziej, iż sam Pan zauważył, że Pan nie był w żadnej grupie ryzyka, gdyż prowadził Pan wzorowy tryb życia od wielu, wielu lat. Nie zastanowiło to Pana?

    Neguje Pan za wszelką cenę metody „niekonwencjonalne”, ale jednocześnie nie podaje Pan ŻADNYCH źródeł na skuteczność chemio czy radioterapii (i chemię mam tutaj w szczególności na myśli). To, że Panu się udało może być czystym przypadkiem – tak samo jak w wypadku ludzi, którym udało się po metodach niekonwencjonalnych, tak samo jak Pan zachorował mimo, że „nie powinien”.

    Nie jestem w stanie zdzierżyć całej tej bufoniady w okół ultra fantastycznych efektów chemioterapii, głoszonej przez tak dobrze uczonych ludzi. Brzydzi mnie to, wręcz bym powiedział.

    Widzi Pan – pochodzimy z dwóch różnych „obozów”. Panu pomogła chemia, w moim wypadku chemia by mnie zabiła i stwierdził to każdy lekarz. Co więcej, drogi Panie, lekarze ci prywatnie powiedzieli mi dlaczego chemia zabija, a proszę mi wierzyć – sięgaliśmy daleko. Myśli Pan zapewne teraz, że przypadek był tak tragiczny, stąd ich odmowa? Nie drogi Panie, bo to oni sami namawiali mnie na te czy inne metody „niekonwencjonalne”. Zdziwiłby się Pan jak lekarze potrafią walczyć o pacjenta jak się do nich dotrze jako ktoś na ich poziomie, a nie leming który da sobie w żyły wlać wszystko (z całym szacunkiem, każdy odpowiada za siebie, użycie hasła „leming” ma określić typ poddania)

    I wie Pan, mijają dwa lata – jak narazie, odpukać, jestem daleko od jakiegokolwiek chorowania. Czy zdarzają się słabsze momenty? Oczywiście, ze statystyką taką jak u każdego innego – zdrowego – człowieka.

    Dlaczego to piszę? Bo widzę dziesiątki chwalących chemię – zawsze ci, którym się udało, co jest naturalną reakcją. Gdyby pestki dyni pomagały to chwaliliby pestki dyni. Ale zastanawiam się, a Pan chyba nad tym zastanowić się zapomniał, dlaczego za wszelką cenę stara się uciszyć tych, którzy mówią, że chemia to zło? Że ich ojciec, matka, syn umarli w ciągu 3 – 6 miesięcy po przyjęciu chemii? Dlaczego usuwa się ich komentarze, za wszelką cenę stara się obrazić ich osobiście – znowu, bez żadnej argumentacji. I proszę mi wierzyć, jestem tutaj mocno daleki od jakichkolwiek teorii spiskowych, ale jako redaktor zna Pan zapewne pojęcia astroturf, które z resztą zostało określone przez wydział dziennikarstwa na Harvardzie.

    Czy pokusił sie Pan kiedyś o sprawdzenie takich statystyk? Czy czytał Pan kiedykolwiek badania kliniczne na pubmedzie itd?

    Jestem przekonany, że nie. Gdyby Pan to zrobił to nie pisałby Pan w taki sposób, bo nawet gdyby nadal trzymałby się Pan prezentowanego tutaj zdania to wiedziałby Pan, że pomagają różne rzeczy i należy szanować wiedzę, doświadczenia ludzi, a nie książkową medycynę, która jest jedną wielką wydmuszką – nie wierzy Pan? Proszę przeczytać Internę. A jak już Pan przeczyta to proszę porównać to, co jest pisane na początku, a później jak jest to zaprzeczane na końcu. Jak nie chce się Panu czytać ciężkich pozycji z zakresu biologii to polecam poczytać coś lżejszego – opowieści, książki lekarzy, którzy zachorowali. I którym – przede wszystkim – niekoniecznie się udało.

    Wiemy, że nic nie wiemy drogi Panie, i ja nie mam o to pretensji do lekarzy. Ja mam pretensje do ich mniemania o sobie, bo nikt nie jest Bogiem, powinien Pan to zrozumieć.

    Dziwi mnie Pana stronniczność, bo podejrzewam, że jak każdy chory sięgał Pan gdzie się da żeby tylko znaleźć ratunek. Nie nauczył się Pan chyba przy tym pokory, natomiast ego wyraźnie podrosło.

    Życzę Panu jak najlepiej, szczerze z całego serca, ale proszę nie mieszać ludziom w głowach – bo jest Pan mocnym wzorem. Wielu dyktatorów również było. Jeżeli Pan mówi przeciwko czemuś lub za czymś to proszę podawać źródła, bo w innym wypadku jest to jedynie blog fantastyczny, ale jednocześnie bardzo niebezpieczny w dzisiejszych czasach. Ja idąc za tym – również źródeł nie podaję, bo Einstein kiedyś powiedział taką rzecz… 😉

    P.S. Szczerze przepraszam jeżeli podniosłem Panu ciśnienie, naprawdę nie miałem tego w zamiarze, z szacunku do Pana jako człowieka który może posiadać odmienne zdanie toleruję to, co Pan pisze.

    Polubienie

    • Dziękuję za głos w dyskusji… 🙂
      Wbrew Pana obawom, krytykę przyjmuję ze spokojem… Tak naprawdę zawsze w życiu wyznawałem zasadę, że prawda leży po środku. Dotyczy to wszystkich spraw (zdarzeń) jakie toczą się wokół nas, takich jak ocena partii politycznych, słuszności racji poszczególnych grup zawodowych (ostatnio rozdyskutowani są sędziowie i nauczyciele) oraz debaty na temat dróg dojścia (powrotu) do zdrowia… Może… może(?)… przejaskrawiam. Irytuje mnie bowiem to, że jakiś inżynier Jerzy, niczym przed laty Kaszpirowski, pragnie wszystkich uleczyć witaminą C, czym czyni w głowach wielu osób spustoszenie, robiąc im czasami wielką krzywdę… Pozdrawiam…
      PS
      Proszę to przeczytać
      http://www.rynekaptek.pl/farmakologia/lewoskretna-witamina-c-to-chwyt-marketingowy,19378.html
      Czy popiera Pan robienie kasy na niewiedzy ludzi?
      Wie Pan gdzie ta witamina jest produkowana? Już odpowiadam – w Chinach.
      Ciekawe jaki udział w tej całej kampanii ma importer produktu. Słyszał Pan kiedyś o tzw. marketingu szeptanym w Internecie?

      Polubienie

      • Panie Mirosławie,

        przyznam, że jestem pełen podziwu sposobu w jaki Pan odpisał i bardzo za to Panu dziękuję. Jak już mówiłem, bardziej chciałem tutaj podjąć dyskusję aniżeli opowiadać się za którąś ze stron. Również wyznaję zasadę, nauczony chyba tym samym doświadczeniem, że każdy ma rację, bo ma własną. Nie oceniam już ludzi, nie staram się ich zmieniać, nie chcę na siłę ich nauczać, bo wiem, że dopóki sami się nie przekonają poprzez empiryczne doświadczenia to nie zrozumieją – a może nawet nie jest im dane zrozumieć w tym wcieleniu/życiu/czasie (jakkolwiek pojmować Boga, i nie ma to związku z religią).

        Ja osobiście przekonałem się również, że nic nie wiem. Proszę zauważyć ostatnie doświadczenia z zakresu mikrobiologii – celujemy w gwiazdy i szukamy drogi do kosmosu, a kosmos mamy pod sobą. Jednocześnie dzięki takim odkryciom w połączeniu z licznymi rozmowami z profesorami człowiek uświadamia sobie, że ci lekarze również nic nie wiedzą, a cała nasza dotąd poznana nauka może okazać się błędna w ciągu jednej doby. Nigdy jednak nie będę tolerował pychy lekarzy, bo – jak już mówiłem – zejdźmy na ziemię, nie bawmy się w Boga/ów.

        Odnośnie witaminy – nie wiem czy miał Pan okazję zapoznać się z serwisem Akademiawitalnosci. Wertując internet i trafiając właśnie na tak rozbieżne informacje u tych bardziej mainstreamowych źródeł (albo raczej lepiej rozreklamowanych) zacząłem szukać kogoś, kto faktycznie poświęca czas na czytanie badań klinicznych i wyraża na ich temat własną, mocno neutralną, opinię, a przy tym potrafi przyznać się do błędu jeżeli później zweryfikuje powtórnie te informacje. Sama Pani Marlena (jeżeli dobrze pamiętam imię) mówi sporo o tej „lewoskrętności” – i nie bez powodu ubieram ją tutaj w cudzysłów – http://www.akademiawitalnosci.pl/liposomalna-witamina-c-jak-zrobic-w-domu-i-do-czego-sluzy/

        Wie Pan, odnośnie medycyny, astroturfów, korupcji w służbie zdrowia itd. nauczyłem się jednego – wyciągać wnioski z historii. A historia pokazuje, zarówno w naszym temacie, jak i tematach polityki, gospodarki itp., że niestety człowiek nigdy nie robi niczego z chęci pomocy drugiemu człowiekowi. Przeważa chęć zysku, którego efektem ubocznym jest pretekst pomocy ludziom.

        Dlatego nie mam pretensji, że lekarze „nie wiedzą” lub „nie chcą wiedzieć”. Bo w końcowym efekcie, Panie Mirosławie, jesteśmy sami ze swoimi problemami, o czym zapewne zdążył się Pan już przekonać. Ani matka, ani żona ani dziecko nigdy nie zrozumieją tego bagażu. Polecam dla rozrywki przeczytać książkę Paul Kalanithi – „Jeszcze jeden oddech”, gdyż ona odpowiada na pytania które zapewne i Pan sobie zadawał niejednokrotnie. Szczerze pośród wszystkich pozycji choćby częściowo związanych ze zdrowiem/duchowością/jestestwem żadna inna tak we mnie nie trafiła.

        Polubienie

      • Co do marketingu szeptanego, tak jeszcze dodam – doskonale wiem jak to działa, gdyż moja firma się tym zajmowała. Dlatego polecam Panu sprawdzić owe pojęcie „astroturf” (choć bardzo denerwuje mnie tutaj przedrostek „astro) – dużo to Panu wyjaśni, a zainteresuje jako redaktora. Ja osobiście byłem nieco zszokowany, że zjawisko to zostało w końcu określone w jednym słowie.

        Polubienie

    • Panie Pawle jestem ” lemingiem” , który wlał sobie w żyłę świństwo , jestem oburzona tonem pańskiej wypowiedzi, nie chce Pan nikogo obrażać, a jednak to robi. Zaprzecza Pan sam sobie.Wbrew intencjom jest Pan bardzo tendencyjny. Pisze Pan ,że dorównał do poziomu lekarzy… zastanawiam się wiedzą czy inteligencją ?
      Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia ,pokory
      , tolerancji i szacunku do drugiego człowieka… służba zdrowia .

      Polubienie

  8. Rozpoczęliśmy jak widzę dyskusję akademicką, a ta z zasady może toczyć się miesiącami. Przykro mi, nie mam na nią czasu. Dlatego to jest mój ostatni komentarz-odpowiedź. Miły Panie, piszę to co czuję, a dokładnie relacjonuję moje 45 miesięcy od zakończenia walki z nowotworem złośliwym. Moją walkę oparłem na silnej psychice, jak widać, wygrana dzięki temu jest możliwa. Moją aktywność w Internecie, Pan i inni, zawdzięczają temu, że zaczęło mnie irytować to, co dzieje się głównie na Fb. Tysiące osób udostępnia linki z blogów, z poradami jak walczyć, jak zapobiegać, przekonując iż jest to skuteczny sposób… choć ich wiedza o raku sprowadza się tylko to tego, że od czasu do czasu, w porannym serwisie agencyjnym, przeczytali o jakiejś znanej osobie, która zachorowała bądź zmarła na nowotwór. Mój głos w dyskusji to forma sprzeciwu wobec tego rodzaju powierzchowności tysięcy osób. Nie… nie… nie…. To nie jest takie proste, walka nie jest taka łatwa… przestańcie doradzać nie mając żadnej wiedzy i doświadczeń… Ja mam doświadczenia, wiedzę poszerzam… stąd… Pozdrawiam serdecznie… 🙂

    Polubienie

  9. Odnośnie witamin chińskiej produkcji to chyba każdy kto już podejmuje się niekonwencjonalnych metod wie że najlepiej szukać ich naturalnego występowania.

    Polubienie

  10. Niestety mój tato od momentu stwierdzenia choroby świecie wierzył w chemię i jej skuteczność.
    Odszedł po pierwszej chemii
    I wie Pan co .To była najgorsza decyzja
    Zupełnie się z Panem nie zgadzam.
    Gdyby tego nie zrobił zapewne zyłby dłużej.Chemia wszystko pogorszyła.
    A wiara taty była

    Polubienie

    • Nie podzielam pani zdania. Mnie chemia uratowała życie. Jestem ponad pięć lat od zakończenia leczenia. To było pięć wspaniałych lat, zrealizowałem z tychże kilka wspaniałych projektów. Dowód, to mój blog turystyczny, tylko w tym roku mam za sobą już 9 wspaniałych wyjazdów, a jeszcze przecież nie skończył się https://turystykaizdrowie.wordpress.com/

      Polubienie

Dodaj komentarz