Początek leczenia

Wyraźnym sygnałem, mówiącym że coś jest nie tak, było zgrubienie na szyi, po prawej stronie. Pojawiło się na początku sierpnia 2012 r. Od chwili zauważenia zmiany, do wizyty u lekarza rodzinnego minęło około 6 tygodni. Początkowo sądziłem, że z jakiegoś powodu mam powiększone węzły chłonne i smarowałem zgrubienie Amolem. Amol to taki nasz domowy lek na wszystko: ból żołądka, głowy, problemy skórne, itp. W każdej innej sytuacji sprawdzał się w stu procentach, ale nie tym razem.

Zgrubienie nie było na tyle widoczne, by ktoś je zauważał i motywował do pójścia do lekarza. Czy to by poskutkowało? Na wizytę ostatecznie zdecydowałem się sam. Przyznaję, odwlekałem ją, gdyż obawiałem się, że to coś poważnego. Jest to zdaje się typowy lęk przed dowiedzeniem się o tej ciężkiej chorobie, jaki dopada wielu ludzi. Jedni pokonują go wcześniej, inni później. Często okazuje się, że zbyt późno i niedługo po diagnozie lekarskiej, odchodzą.

Właśnie ten lęk i świadomość, że występuje on u wielu ludzi, a także chęć pokazania osobom dotkniętym chorobą, że rak to nie wyrok, stały się powodem założenia tego bloga. Liczę, że pisanie o chorobie, moich doświadczeniach, przemyśleniach dotyczących przyczyny powstawania i sposobów walki, zainteresuje kogoś, wzbudzi chęć do walki. Chcę doradzać na blogu ludziom chorym i wyjaśniać wiele spraw z mojego punktu widzenia. Jeżeli komuś w ten sposób pomogę, będę bardzo szczęśliwy. „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat” – te słowa z Talmudu mają dla mnie wielkie znaczenie.

Zdjęcia: Irlandia, połowa lipca 2012, ostatni mój wyjazd przed rozpoczęciem leczenia.

Do przychodni udałem się po 15 września 2012 r. Lekarka, widząc zgrubienie wyraziła zaniepokojenie. Sama przeszła tę chorobę, więc wiedziała, że o skuteczności walki decydują szybko podjęte kroki i natychmiastowe rozpoczęcie leczenia. Jej przeczucia szły we właściwym kierunku, dlatego działała zdecydowanie. Wykonała dwa telefony i już 21 września byłem pacjentem na oddziale chorób wewnętrznych szpitala powiatowego. Tam miałem zrobione USG, laryngolog obejrzał gardło, zrobiono tomografię głowy i szyi. Laryngolog nie widziała w gardle niczego niepokojącego, co jest ważne z punktu widzenia późniejszego rozpoznania nowotworu złośliwego migdałka prawego. Lekarz wykonujący USG wnioskował o dalsze badanie CT w celu potwierdzenia lub wykluczenia diagnozy, którą była torbiel boczna. Ale obraz tego, co widziała nie był dla niej jasny i jednoznaczny. USG wykazało, że węzły chłonne szyjne były bez cech patologicznych.

Badanie CT też nie dało jednoznacznej odpowiedzi. Lekarz opisujący zaproponował, żeby torbiel o wymiarach 40x30x26 mm, która nie miała dla niego znamion nacieku, została usunięta a wycinek zbadany pooperacyjnie. Torbiel była usadowiona między ślinianką przyuszną i podżuchwową. W celu dalszego leczenia zostałem skierowany do przychodni laryngologicznej przy dużym szpitalu w mieście wojewódzkim. To, że badanie CT nic nie wykazało było wynikiem tego, że w szpitalu powiatowym zapomniano podać mi kontrast. O tym dowiedziałem się po jakimś czasie od lekarza tegoż szpitala, z którym rozmawiałem po pół roku, kiedy znałem ostateczną diagnozę. Lekarka przyznała, że popełniono błąd. Badanie powinno być z kontrastem, żeby ocenić ukrwienie. Cechą nowotworzenia jest wytwarzanie dodatkowych naczyń krwionośnych.

W mieście wojewódzkim od początku zaczęły się schody, które mogły przenieść mnie w inny wymiar. Otóż w rejestracji przychodni dowiedziałem się, że wizyta u laryngologa, którego mi polecono, będzie możliwa dopiero w marcu 2013 roku. A był przecież początek października. Pani w rejestracji poradziła mi, żebym spróbował porozmawiać z lekarzem i poprosił o przyjęcie. Przed rozpoczęciem przyjęć przez renomowanego laryngologa, z podobną prośbą stawiło się w jego gabinecie kilka osób. W tej całej dramatycznie wyglądającej sytuacji miałem farta, byłem jedną z dwóch osób, które zgodził się przyjąć nadprogramowo. Jego wstępne badanie szło również w kierunku torbieli. Otrzymałem skierowanie na biopsję, wynik odebrałem w połowie października.

Wynik potwierdzał diagnozę, że zgrubienie na szyi to torbiel boczna. Pamiętam, że po nakłuciu, przez kilka dni, odczuwałem dużą bolesność. Po biopsji zgrubienie zaczęło się mocno powiększać. Było coraz bardziej widoczne, musiałem okręcać szyję szalikiem, gdyż nie był to przyjemny widok.

Wynik biopsji pokazałem koledze, który jest chirurgiem–onkologiem, doktorem nauk medycznych. Inaczej ocenił badanie, bo jego zdaniem pewne wykryte komórki świadczyły o tym, że to jest nowotwór. No cóż, lekarz prowadzący, na którego byłem zdany, podobnie jak lekarka z tytułem profesorskim opisująca wynik biopsji, miał inny pogląd.

Termin przyjęcia do szpitala w celu usunięcia torbieli wyznaczono na początek grudnia. Na dwa dni przed zostałem telefonicznie poinformowany, że przyjęcia są wstrzymane. Wyznaczono mi kolejny termin, 22 stycznia 2013 roku. Będąc przekonanym, że mam tylko torbiel, nawet cieszyłem się z takiego obrotu sprawy, bowiem święta spędziłem w domu.

Zdjęcie: z żoną i córką, grudzień 2013

008

Po przyjęciu, w styczniu, rozpoczął się mało zrozumiały dla mnie okres wyczekiwania na operację. Nie pielęgnuję w pamięci złych momentów z czasu choroby, dlatego nie chcę wspominać i oceniać sześciu dni oczekiwania na zabieg. Operację wykonano 28 stycznia 2013 r. Trwała ponad cztery godziny. Oto opis zabiegu przez lekarza wykonującego: „Cięcie na szyi po stronie P 2 cm poniżej żuchwy. Dotarto do guza zrośniętego z żyłą szyjną wewnętrzną, m. m-o-s oraz n. XI, a także z ogonem ślinianki przyusznej. Guz usunięto w całości wraz z n. XI, V. jugolaris oraz m m-o-s oraz ogonem przyusznicy. Wraz z guzem usunięto grupę II i III węzłów chłonnych szyi. Guz nie naciekał ściany TT. szyjnych.”.

Po odbiór wyniku badania hist.–pat. udałem się 25 lutego. Wynik to szok. Miała być tylko formalność, bowiem lekarze rozpoznali torbiel boczną, a był rak. W opisie stwierdzono: „W badanym materiale utkanie raka płaskonabłonkowego, głównie niskozróżnicowanego (z partiami rakowymi) otoczone tkanką limfatyczną, co może przemawiać za ogniskiem przerzutowym. Obecny intensywny stan zapalny w tkance otaczającej. Immunohistochemicznie: CK5/6 (+), CK7 (+-). EMA (+), P63 (+), LCA (+).”

W dniu odbioru wyniku zmarła moja mama. Była nieprzytomna od kilku dni, więc faktów nie należy łączyć, ale oba zdarzenia były dla mnie wielkim przeżyciem. To nie był koniec silnych wrażeń. W trakcie załatwiania formalności związanych z pogrzebem dostałem krwotoku z jamy ustnej. Pogotowie zabrało mnie do szpitala powiatowego i znalazłem się na oddziale pulmonologii, gdzie w trakcie kilkudniowego pobytu nie wykryto przyczyny krwioplucia. Jedynie w wyniku przeprowadzenia biopsji aspiracyjnej cienkoigłowej stwierdzono pojawienie się komórek nowotworowych w oskrzelach. Napięcie narastało z powodu podejrzenia nowotworu w płucach.

W związku z badaniem hist.-pat. i podejrzeniem przerzutów z jakiegoś organu wewnętrznego przeprowadzono badanie PET/CT całego ciała. Badanie po podaniu mi 18FFDG, radiofarmaceutyku trwało 60 minut. Wynik odebrałem 21 marca 2013 roku. Kluczowy wniosek brzmiał: „aktywna metabolicznie zmiana prawego migdałka podniebiennego do dalszej diagnostyki i różnicowania z procesem rozrostowym”.

Z wynikiem udałem się do lekarza na oddział, na którym wycinano mi rzekomą torbiel. Wywołał zdziwienie, chodzi o umiejscowienia źródła pierwotnego. Lekarz z tytułem naukowym powiedział: „Co? W migdałku, to raczej niemożliwe. Ale jak wykazał PET to go panu zoperujemy. Niech pan się modli, żeby to się potwierdziło”.

17 kwietnia 2013 migdałek został usunięty. Zabieg trwał blisko 4 godziny, co wiązało się z dużym krwawieniem, jakie pojawiło się po wycięciu (tak zrelacjonował lekarz). W badaniu hist.-pat. stwierdzono raka płaskonabłokonkowego G2. Po uzyskaniu wyniku jeszcze raz wykonano tomografię. Na jej opis czekałem stosunkowo długo, bo cztery tygodnie, gdyż – jak mi wyjaśniono – lekarz miał dużo innych obowiązków. Badanie wykazało, że: „w okolicy loży pooperacyjnej (przestrzeń błony śluzowej gardła) widoczne jest ognisko patologicznego wznowienia kontrastowego przechodzące na nasadę języka, zmiana przemawia za wznową miejscową”. W związku z tym, że pierwszy zabieg usunięcia ogniska przerzutów nie był zbyt radykalny, pod koniec maja zakwalifikowano mnie do kolejnej operacji. Termin przyjęcia do szpitala wyznaczono na 19 czerwca 2013. W tym samym czasie otrzymałem skierowanie na radioterapię. Przyjęcie na odział radioterapii onkologicznej miało nastąpić na początku lipca.

Jak zapowiadał lekarz kierujący, trzecia operacja miała mieć radykalny przebieg, łącznie z przecięciem dolnej żuchwy, by dostać się głębiej i móc wykonać radykalne cięcie. To oraz krótki odstęp czasu do rozpoczęcia radioterapii, nieco mnie zaniepokoiło. Dzięki przychylności pewnej osoby udało mi się dostać na konsultację w Centrum Onkologii w Warszawie. 13 czerwca odbyłem wizytę w gabinecie dr n. med. Doroty Kiprian. Pierwsze słowa, jakie usłyszałem od lekarki, po obejrzeniu przez nią dokumentacji, brzmiały: „co oni z panem tak długo robią”. Przypomnę, już w połowie września lekarz rodzinny widząc miejsce i kształt zgrubienia postawiła trafnie diagnozę. Po raz pierwszy w przychodni w mieście wojewódzkim znalazłem się pod koniec września 2012 roku.

Doktor Dorota Kiprian opisała stan bieżący i zaleciła: „Biorąc pod uwagę zaawansowanie w/ch i zmiany w migdałku u chorego wskazane jest jak najszybsze rozpoczęcie napromieniowania z jednoczesną chemioterapią, stawiając rozpoznanie raka migdałka z przerzutami do w/ch po nieradykalnym zabiegu operacyjnym”.

Po konsultacji udałem się tam, gdzie miałem być po raz trzeci operowany. Przemilczę, jak przebiegała ta wizyta.

To, co teraz napiszę może zdziwić wiele osób. Pomimo tylu perypetii, lekarskich potknięć i tego co widziałem w trakcie trzech pobytów w szpitalu nie straciłem zaufania do lekarzy i medycyny akademickiej. O tym, że w moim przypadku postępowano niewłaściwie świadczą słowa lekarki z Warszawy: „co oni z panem tak długo robią”. Pomimo to nadal uważam, że wiedza lekarzy jest większa od wiedzy samozwańczych uzdrowicieli, bogacących się na doradzaniu w Internecie i nie polecam korzystania z niej. Za szkodliwe uważam budowanie przez pacjenta muru między nim a lekarzem i brak wiary w stosowane przez leczącego metody. Doradzam też weryfikowanie opinii oraz diagnoz lekarskich i podejmowanie decyzji wówczas, kiedy zna się różne punkty widzenia. Czy uda się wybrać właściwą drogę? Nie przekreślam też wspomagania procesu leczenia niektórymi metodami określanymi jako niekonwencjonalne i przekonuję o ogromnej roli podświadomości podczas zdrowienia. O tym po co sięgnąłem i z czego korzystam będę pisał w kolejnych felietonach.

Komentujcie na Facebooku tu

Zachęcam do przeczytania

Ujawnienie choroby nowotworowej

Powrót do aktywności /1/

ROZMOWA Z CHORYM

LECZENIE NOWOTWORÓW – FAKTY I MITY

RAK TO NIE WYROK

LĘK PRZED RAKIEM

 

5 comments

  1. Wiele osob „lekarze” praktykujacy medycyne akademicka wpedzilo do grobu. To, ze Panu udalo sie „wyzdrowiec” wcale nie oznacza, ze choroba nie powroci. Oczywiscie zycze Panu zdrowia, ale prosze pamietac, ze nowotwor to objaw tego, ze cos sie dzieje w organizmie. Najczesciej zagrzybienia czyli kandydozy. Jesli lekarze nie zaproponowali Panu zmiany nawykow zywieniowych i w Panskiej diecie obecne jest biale pieczywo, przesadza Pan z bialkiem, je bardzo duzo cukrow (takze tych z owocow) to niestety ryzykuje Pan nawrot choroby.
    (…)
    Zycze zdrowia i polecam zastanowic sie jednak nad prawdziwym leczeniem, a nie tylko nad usuwaniem objawow…
    Pozdrawiam

    Polubienie

    • Postąpiłem zgodnie z regulaminem bloga, stąd (…). Proszę nie reklamować metod i ośrodków nastawionych na komercję, żerujących na ludziach chorych..

      Polubienie

  2. Lekarz zrobił to czego go nauczono, wyciął objaw a nie przyczynę. Przerzut to po prostu dalsze nasilenie guza. Niestety, mogło się to wszystko obejść bez operacji. Ponadto, nie usunął pan przyczyny samego guza, problem jest w organizmie cały czas, tzw. stan zapalny. Co to za lekarze, którzy diagnozują guza a nie zapytają się o pańską dietę? Łapie Pan? Wierzy Pan w bajki. Lekarze leczą objawy nie przyczyny. Proszę poczytać więcej a nie być ignorantem.

    Polubienie

    • Choć komentarz narusza regulamin, został opublikowany. Autor przejawia zachowanie typowe dla członków sekt, czyli agresję. Proszę dać wiarę, że nie jestem ingnorantem, wiem, że lekarze leczą tylko skutek

      Polubienie

  3. Historia Pana leczenia, przypomina mi bardzo historię leczenia mojego ojca. Co prawda zupelnie inne miejsce w Polsce, inny nowotwór, ale taka sama nieumiejętność łączenia faktów przez lekarzy, czekanie na badania, brak koordynacji działań. Straszne to jest. Człowiek z

    Polubienie

Dodaj komentarz